Witajcie,
jakiś czas temu pisałam Wam, że wypowiadam wojnę uzależnieniu mojej skóry głowy od szamponu Head&Shoulders. Po lekturze przeróżnych recenzji i opinii postawiłam na mineralny szampon zdrojowy Sulphur, który zamówiłam na stronie doz.pl i zapłaciłam za niego 18,19 zł.
Pokrótce przypomnę moją historię z owym uzależnieniem. Otóż H&S zagościł na półce mojej łazienki w domu rodzinnym jeszcze kiedy byłam nastolatką. A to wszystko za sprawą mojej mamy, która wówczas walczyła z łupieżem. Ja, ciekawa kosmetyku, zaczęłam go stosować również na sobie. Od tamtej pory używałam go latami, zauważywszy w pewnym momencie, iż każda próba zmiany szamponu, już po około trzech myciach, kończyła się łupieżem i swędzącymi strupami na głowie. Po kilku kolejnych dniach poddawałam się i wracałam do H&S. I tak przez przynajmniej 8 lat... Matko jak to brzmi! W końcu się zbuntowałam i postanowiłam skończyć z tym raz na zawsze, cierpliwie czekając. Zobaczcie jak poradził sobie z problemem mineralny szampon Sulphur.
Przeznaczony jest do włosów z problemami: tłustych, przetłuszczających się, z łupieżem i skórą skłonną do podrażnień. Ale zanim przejdę do skuteczności, napiszę o opakowaniu. Należy ono do tych wygodnych w użytkowaniu. Łatwo się otwiera i wydobywa.
Konsystencja jest dosyć rzadka i lejąca jak na szampon, w związku z tym możemy bez problemu zużyć go do końca. Produkt najpierw aplikujemy na dłoń, następnie rozcieńczamy z niewielką ilością wody i nakładamy na głowę. Wmasowujemy w skalp i pozostawiamy na 2-3 minuty. Po tym czasie spłukujemy. Mimo rzadkiej konsystencji szampon pieni się przyzwoicie i dobrze czyści włosy. Pozbywamy się go także z łatwością.
Szampon ma charakterystyczny borowinowo-mineralny zapach, na szczęście dość szybko się ulatnia z wysuszonych już włosów. Niestety trochę plącze włosy i sprawia, że w dotyku stają się "tępe", choć nie pozbawia ich blasku. Ale nie wyobrażam sobie nie zastosować odżywki czy maski.
Już od pierwszego użycia czułam ulgę, bowiem złagodził swędzenie i ukoił podrażnienia. Z każdym kolejnym myciem było coraz lepiej, aż doszłam do momentu, kiedy używałam szamponu co drugie mycie, już bardziej profilaktycznie. Łupież i swędzące wykwity znikały stopniowo, aż całkiem się ich pozbyłam. EUREKA!
Na niekorzyść kosmetyku przemawia średnia wydajność oraz fakt, iż błyskawicznie wypłukuje kolor z włosów farbowanych. Coś kosztem czegoś. Teraz pozostaje modlić się, aby przy kolejnym, już typowo drogeryjnym szamponie, problem nie wrócił.
A Wy znacie ten szampon? Jakie były Wasze doświadczenia z nim związane?
Jakie polecacie fajne szampony drogeryjne?
Ania
mam ich szampon leczniczy, działa na mnie bardzo dobrze, tą wersję też wypróbuję choć pewnie efekt będzie słabszy.
OdpowiedzUsuńZ łupieżem na szczęście nie mam problemów, ale na podrażnienia skóry mógłby być idealny!
OdpowiedzUsuńzatem może i ja spróbuję :)
OdpowiedzUsuńwidze ze ma cocamidopropyl betaine wie raczej balabym sie go uzyc. swoja droga dziwne, ze tak sie przyzwyczailas do H&S
OdpowiedzUsuńDlaczego bałabyś się użyć? Nie jestem specjalistką od składów, więc poczytałam w internecie o tym składniku i jest on całkowicie bezpieczny w produktach spłukiwanych. A co do H&S w sieci jest mnóstwo osób, których dotknął podobny problem. To chyba kwestia składu.
OdpowiedzUsuń