niedziela, 12 stycznia 2014

MINERALNY SZAMPON ZDROJOWY SULPHUR

Witajcie,

jakiś czas temu pisałam Wam, że wypowiadam wojnę uzależnieniu mojej skóry głowy od szamponu Head&Shoulders. Po lekturze przeróżnych recenzji i opinii postawiłam na mineralny szampon zdrojowy Sulphur, który zamówiłam na stronie doz.pl i zapłaciłam za niego 18,19 zł. 

Pokrótce przypomnę moją historię z owym uzależnieniem. Otóż H&S zagościł na półce mojej łazienki w domu rodzinnym jeszcze kiedy byłam nastolatką. A to wszystko za sprawą mojej mamy, która wówczas walczyła z łupieżem. Ja, ciekawa kosmetyku, zaczęłam go stosować również na sobie. Od tamtej pory używałam go latami, zauważywszy w pewnym momencie, iż każda próba zmiany szamponu, już po około trzech myciach, kończyła się łupieżem i swędzącymi strupami na głowie. Po kilku kolejnych dniach poddawałam się i wracałam do H&S. I tak przez przynajmniej 8 lat... Matko jak to brzmi! W końcu się zbuntowałam i postanowiłam skończyć z tym raz na zawsze, cierpliwie czekając. Zobaczcie jak poradził sobie z problemem mineralny szampon Sulphur.


Przeznaczony jest do włosów z problemami: tłustych, przetłuszczających się, z łupieżem i skórą skłonną do podrażnień. Ale zanim przejdę do skuteczności, napiszę o opakowaniu. Należy ono do tych wygodnych w użytkowaniu. Łatwo się otwiera i wydobywa.
Konsystencja jest dosyć rzadka i lejąca jak na szampon, w związku z tym możemy bez problemu zużyć go do końca. Produkt najpierw aplikujemy na dłoń, następnie rozcieńczamy z niewielką ilością wody i nakładamy na głowę. Wmasowujemy w skalp i pozostawiamy na 2-3 minuty. Po tym czasie spłukujemy. Mimo rzadkiej konsystencji szampon pieni się przyzwoicie i dobrze czyści włosy. Pozbywamy się go także z łatwością.
Szampon ma charakterystyczny borowinowo-mineralny zapach, na szczęście dość szybko się ulatnia z wysuszonych już włosów. Niestety trochę plącze włosy i sprawia, że w dotyku stają się "tępe", choć nie pozbawia ich blasku. Ale nie wyobrażam sobie nie zastosować odżywki czy maski. 


Już od pierwszego użycia czułam ulgę, bowiem złagodził swędzenie i ukoił podrażnienia. Z każdym kolejnym myciem było coraz lepiej, aż doszłam do momentu, kiedy używałam szamponu co drugie mycie, już bardziej profilaktycznie. Łupież i swędzące wykwity znikały stopniowo, aż całkiem się ich pozbyłam. EUREKA! 
Na niekorzyść kosmetyku przemawia średnia wydajność oraz fakt, iż błyskawicznie wypłukuje kolor z włosów farbowanych. Coś kosztem czegoś. Teraz pozostaje modlić się, aby przy kolejnym, już typowo drogeryjnym szamponie, problem nie wrócił.



A Wy znacie ten szampon? Jakie były Wasze doświadczenia z nim związane?
Jakie polecacie fajne szampony drogeryjne?

Ania

5 komentarzy:

  1. mam ich szampon leczniczy, działa na mnie bardzo dobrze, tą wersję też wypróbuję choć pewnie efekt będzie słabszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z łupieżem na szczęście nie mam problemów, ale na podrażnienia skóry mógłby być idealny!

    OdpowiedzUsuń
  3. zatem może i ja spróbuję :)

    OdpowiedzUsuń
  4. widze ze ma cocamidopropyl betaine wie raczej balabym sie go uzyc. swoja droga dziwne, ze tak sie przyzwyczailas do H&S

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego bałabyś się użyć? Nie jestem specjalistką od składów, więc poczytałam w internecie o tym składniku i jest on całkowicie bezpieczny w produktach spłukiwanych. A co do H&S w sieci jest mnóstwo osób, których dotknął podobny problem. To chyba kwestia składu.

    OdpowiedzUsuń