niedziela, 14 lipca 2013

GOŚCINNY WPIS MOTYWUJĄCY 2

Hej,
Po tym, jakim ogromnym zainteresowaniem cieszył się wpis motywujący Kingi postanowiłam pokazać Wam, tym razem mężczyznę, który również stoczył ogromną walkę z nadprogramowymi kilogramami.

Kinga pisała o sobie TUTAJ, a niedawno zaczęła prowadzić własny blog i serdecznie Was na niego zapraszam http://curlyhairrr.blogspot.com/

Wracając do tematu dzisiejszego posta. Rafała poznałam w 2008 roku i przyznam szczerze, że nie zwracałam uwagi na to, jak wygląda. Dopiero teraz, gdy przesłał mi zdjęcia, które umieszczę pod postem, dostrzegłam jak olbrzymią pracę wykonał i zrozumiałam ile go ubyło. Uważam, że zmienił się niesamowicie i podziwiam wolę walki i samozaparcie. Gdy prosiłam go o stworzenie tego wpisu, wahał się czy to ma sens, przede wszystkim ze względu na typowo kobiecy odbiór bloga. Ja jednak sądzę, iż takie efekty i przykłady nie mają nic wspólnego z płcią. Najważniejszym celem jest motywacja i pokazanie, że można. Zapraszam do lektury.

"150! Tę cyfrę wskazywała waga w listopadzie 2010 r. Dla wielu zabrzmiałoby to jak wyrok, lecz na mnie nie zrobiło to większego wrażenia.Znajomym to nie przeszkadzało, ówczesna dziewczyna nie miała z tym problemu (przynajmniej tak mi się wtedy wydawało). Dalej zajadałem się fast foodami, popijając moją ukochaną coca colą i nie zdając sobie sprawy, że za kilka tygodni moje życie obróci się o 180 stopni. Na tamten czas nie przeszkadzało mi to,  że w żadnym sklepie nie mogłem znaleźć ubrań na siebie, że lecąc samolotem ledwie co zapinałem pas bezpieczeństwa.Rodzice wiele razy próbowali mnie przekonać do diety, lecz zbywałem ich za każdym razem. Fakt jest taki,  że kilka razy udało mi się zrzucić kilkanaście kg poprzez stosowanie "głodówek". Oczywiście szybko po takim "sukcesie" kilogramy wracały. Teraz wiem że jest to najgłupsza z możliwych form odchudzania.
Nadszedł grudzień 2010 r.Rozstanie z dziewczyną,masa innych kłopotów prywatnych, a przede wszystkim pojawiły się problemy ze zdrowiem. Przez moją ogromną nadwagę nabawiłem się choroby, której skutki będę odczuwał do końca życia. Po zrobieniu szeregu kompleksowych badań i konsultacjach z lekarzem, diagnoza była jasna: albo całkowita zmiana mojego trybu życia, albo może się to skończyć dla mnie tragicznie. Już następnego dnia pojawiłem u dietetyka. Była to moja pierwsza i zarazem ostatnia wizyta. Przez większość czasu Pani doktor karciła mnie, jak mogłem dopuścić się do takiego stanu, na koniec wręczając listę produktów których powinienem unikać jak i kilka rad odnośnie zdrowego odżywiania. Bazując na tych informacjach, jak i wiadomościach zaczerpniętych z internetu, od stycznia zacząłem swoją przemianę. Moja dieta opierała się głownie na: serkach wiejskich, twarogach, warzywach,owocach, jajkach.Jeżeli chodzi o mięso, to głównie kurczak i wołowina, lecz przyrządzane tylko na patelni grillowej lub na parze. Kasza gryczana lub makaron, ale tylko razowy. Z przypraw wyłącznie ostre.Oczywiście zero słodyczy, alkoholu, białego pieczywa, smażonych potraw. Z wędlin tylko"polędwica sopocka". Coca colę, która przez kilka lat piłem codziennie w ilościach"hurtowych" zamieniłem na znienawidzoną wodę niegazowaną, bez której teraz nie wyobrażam sobie życia.Jak widać do wszystkiego można się przyzwyczaić :). Dwa razy dziennie piłem również zieloną herbatę. Praca nie pozwalała mi na trzymanie się sztywnych godzin spożywania posiłków, lecz zjadałem 4 dziennie, ostatni nie później, jak o 17.
Według mnie żadna dieta nie ma sensu jeżeli nie będziemy uprawiać sportu. Na samą myśl o ćwiczeniach czy bieganiu robiło mi się słabo. Na początek długie kilkugodzinne spacery. Po miesiącu waga zaczęła wyraźnie spadać w dół, dzięki czemu przełamałem się i postanowiłem jednak zacząć biegać.Na początek spokojnie około 20 minut. Z
tygodnia na tydzień dokładałem 5 minut więcej. Doszedłem do momentu, że biegam około godziny. Przez ten czas robię około 9-10 km.W między czasie zacząłem trenować boks. Ktoś kto trenował jakiekolwiek sztuki walki wie, jak bardzo są to wyczerpujące treningi. Polecam każdemu. Ćwiczyłem na przemian, 4 razy bieganie, 2 dni poświęcałem na boks. W niedziele zasłużona regeneracja. Zdarzało się wielokrotnie, że odmawiałem spotkań ze znajomymi ze względu na wieczorny trening. Sport i dieta stały się całym moim życiem. Konsekwencja i wiara spowodowały, że w sierpniu, po 8 miesiącach od rozpoczęcia przemiany ważyłem 90 kg. Co trzy miesiące poddawałem się profilaktycznym badaniom, czy aby tak szybka utrata wagi nie wpłynie źle na moje stan zdrowia. Lekarze byli zaskoczeni-wyniki były idealne. Rodzina i znajomi przecierali oczy ze zdumienia. Zrobiłem to. Bez dietetyka, bez żadnych chemicznych wspomagaczy. Zrzuciłem 60 kilogramów. Połowa moich koleżanek nawet tyle nie waży :) Zdarzało się,  że spotykając na ulicy osoby, których nie wiedziałem dłuższy okres czasu nie poznawały mnie i przechodziły obok. Pamiętam zrobiłem wtedy wycieczkę po sklepach odzieżowych. Niesamowitym było uczucie, kiedy bez problemu mogłem kupić t shirt nie zamawiając go przez internet w rozmiarze XXXXL, tylko jak normalny człowiek przymierzając i wybrać ten który mi się spodoba :)
Minęły 2 lata. Nadal ważę około 90 kilogramów. Nie wiem czy większym sukcesem było zrzucenie 60 kg, czy utrzymanie tej wagi. Oczywiście nie stosuję już rygorystycznej diety, ale odżywiam się zdrowo i z głową. Przede wszystkim sport od którego jestem uzależniony. Rower, bieganie czy boks stały się nieodłącznym elementem mojego życia. Pokochałem to jak wodę niegazowaną ;) Po tym wszystkim zdarza mi się zjeść coś wysokokalorycznego czy nawet wypić raz na jakiś czas puszkę coli. Wszystko jest dla ludzi, oczywiście z granicach zdrowego rozsądku. Do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze 10 kilogramów, ale jest to cel, który obrałem sobie po wakacjach. Jak mówię o tym głośno to ludzie każą mi się "puknąć w głowę" lecz uważam, że 80 kg będzie moją optymalną wagą.
Mam nadzieję, że osoby które chcą coś zmienić w swoim życiu, po przeczytaniu tego wpisu zdecydują się na to. Nie było łatwo, hektolitry potu wylane na treningach, wiele nieprzespanych nocy ze zmęczenia. Nie przekażę Wam złotej rady czy złotego środka, bo nikt takiego jeszcze nie wymyślił. Jeżeli ja mogłem pokonać swoje słabości i odbić się od dna to dlaczego nie Wy ?Oczywiście wszystko to zrobiłem tylko i wyłącznie dla siebie, lecz ilość komplementów i pochwał jakie usłyszałem przez ostatnie dwa lata są nie do ocenienia. I choćby dla tych wszystkich bliskich mi osób wiem, że już nigdy nie wrócę do "poprzedniego wcielenia". Przede wszystkim jasno obrany cel, konsekwencja i wiara ...na prawdę potrafi czynić cuda :)"

A teraz zerknijcie na zdjęcia "przed" i "po".









No i co Wy na to??
Pozdrawiam
Ania i Rafał :)

8 komentarzy:

  1. wow :) niesamowite. Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  2. zbieram szczękę z podłogi ...
    Wielki szacunek ! Ja mam zamiar od jutra zacząć zdrowo się odżywiać i ćwiczyć regularnie, ten wpis baaardzo mnie zmotywował:)
    A Rafałowi gratuluję wytrwałości i jej rezultatu! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. o kurcze! 60 kg, ależ to jest pracy :) jestem pod ogromnym wrażeniem i szczerze podziwiam! gratulacje Rafał :) możesz być z siebie ogromnie dumny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. wow! jestem pod wrażeniem. mimo iż nie mam problemów z moją wagą, to świetnie mi się czyta takie posty... motywujące posty, które pokazują, że chcieć to znaczy móc ! energia bije z tego posta na kilometr ! ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Rafał Baardzo Dobra Robota!!! to tak w wielkim skrócie mogę skomentować;)Bardzo dużo motywacji i wytrwałości życzę ;) Choć pewnie teraz to już dla Ciebie po prostu normalne, choć odmienione życie. Pozdrawiam !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. oooooooo szok, jest różnica, gratuluję. ja nie mogę uporać się z 10 kg. pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rafał bardzo się wzruszyłam,gratuluję ci takiego wielkiego sukcesu.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. miłość czyni cuda.... prawda Rafi? :P

    OdpowiedzUsuń